3. Sen o Trumpie i Krolowej Elzbiecie (noc...
Tresc snu: Jestem na przjeciu zorganizowanym przez Krolowe Elzbiete. Jestem tam bardziej jak obserwator, ktos z prasy, niz z gosci. Wchodze do Palacu, za mna idze Trump. Narzeka, ze wcale nie chce tu byc. Siadam przy stole. Obok mozni tego swiata (nie rozpoznaje jednak nikogo) ubrani jak w teatrze, dlugie, falbaniaste suknie, piekne kapelusze z piorami, kolory intensywna zielen, fiolety, roze, czerwienie, ogromna ilosc bizuterii. Nagle wszyscy jak dzikie zwierzeta rzucaja sie na jedzenie. I ich twarze wykrzywiaja sie w prymitywnym grymasie. 'Kim wy jestescie?' pytam. Oni mi na to: 'Aktorami. Zaplacono nam jedzeniem za to przedstawienie.' Jestem teraz na lodzi, widze Trumpa i Krolowa Elzbiete, ale nie stoja obok siebie, nigdy nie sa razem. Plyniemy po rwacej rzece. Po prawej stronie widze wielki wodospad. Slysze slowo NIAGARA. Mysle sobie we snie, to znaczy, ze jestesmy w Kanadzie, ale jaja, ale ja nie mam przeciez wizy. Lodz dobija do brzegu i wszyscy ida do gmachu opery. Slychac spiew operowy, kobieta spiewa mocnym wysokim glosem. Widze dzieci biegajace tu i tam, wyglada to jak szkolna wycieczka. Inni ludzie, ale ubrani juz bardziej nowoczesnie, przechadzaja sie tez obok. Trump siada w przedsionku opery i nie chce dalej isc. Proponuje mu, zeby poszedl, bo nie wypada tutaj tak siedziec, jak jakis zwykly czlowiek, on jest przeciez prezydentem. Lubie go. Siadam obok niego. Milczymy. Przychodzi dwoch smutnych panow, wielkich, chyba z 2 metry. Staja obok niego i kaza isc ze soba. Prowadza go do Krolowej. Koniec
Dodaj komentarz